Komentarze: 0
Bialy rumak pocwalował do lasu. Zewszad
otaczala go zupelna ciemnosc. Jego siersc
polyskiwala w swietle ksiezyca, niczym
woda w rwacym, gorskim potoku; jednym z
tych, ktore mozna spotkac tylko w niewielu
miejscach na Ziemi. Trwajaca wiele tygodni
pogon najwidoczniej nie zamierzala dobiec
konca. Mysliwi z psami nie proznowali.
Kon był już bardzo zmeczony. Od dawna nie miał
nic w pysku, a zoładek palił go jakby
polknal pochodnie. Nie wiedział gdzie podaza, a
jedynym dlan drogowskazem było ponure,
ciemne niebo, na ktorym rysowało sie już
tylko kilka gwiazd i ksiezyc. Polyskiwaly
one jak horda latajacych swietlikow.
Nagle niczym nie zmacona cisze przerwało
ujadanie hartow. Rumak wiedzial juz co to
oznacza- mysliwi sa blisko. Przerazony
zerwał sie galopem w glab ciemnego boru..
Minelo kilka godzin, zaczynalo switac
i wreszcie kon dostrzegl koniec ciemnego lasu.
Teraz przed jego oczyma stanał cudowny
widok- dostrzegl bajkowa polane, na ktorej
rosly najpiekniejsze gatunki roslin, jakie
do tej pory widzial. W samym srodku gaju
byl wielki stu-letni dab, niczym krol na tronie.
Jego gałezie ostroznie nachodzily na
nieduze brzozki, zarazem spotykajac sie
z ich soczyscie zielonymi listkami i
nieco postrzepiona, czerwieniejaca kora.
Betule przypominaly grupe gesiarek
bawiacych sie pod skrzydlami swojego ojca.
Drzewa otaczala mlodziutka murawa, spod
ktorej gdzie nie gdzie wyrastaly fioletowe
zawilce i koniczyna, oplatajac nie
najwyzsza wierzbe płaczaca. Jej delikatne
witki spokojnie falowaly na wietrze, a
jasno-brazowy, troche krzywy pien, sprawial, ze
roslina wygladała jak staruszka, ktora
placze za poleglym w krwawej bitwie synem.
Nieopodal kwitly potezne kasztanowce.
Ich biale, malutkie kwiatki kontrastowały
z zywa zielenia lisci, a gruby, ciemny,
polyskujący pien zdawał sie nie miec konca.
Drzewo odbijalo sie w blekitnej tafli
stawu, ktory zewszad oblozono sliskimi
kamieniami. Zbiornik porosniety
byl nielicznym tatarakiem i palka wodna.
W jego centrum delikatnie unosily
sie na wodzie zolte, przepiekne lilie wodne.
Troche dalej uginaly sie i tanczyly
na wietrze smukle sylwetki topoli, niczym
bogate damy dworu, o dobrych manierach.
U ich stop ros;y tulipany, tworzac duze,
roznokolorowe plamy wyrozniajace
sie z posrod kwitnacej, bialej koniczyny.
Rzucał na nie cien sedziwy buk, o grubym pniu
i rozleglych galeziach, ktore pokrywały
drobne, jasne liscie o jajowatym ksztalcie,
Drzewo to przypominalo starego medrca.
Nagle pada strzał- biały rumak pada martwy
na bajkowej, wydawaloby sie bezpiecznej
polanie. Nie musi juz uciekac, bo wreszcie
znajdzie sie w prawdziwym podniebnym raju, gdzie
bedzie odpoczywac na zielonej murawie.